Nie lubię pisać o konkretnych preparatach, ale ponieważ ostatnio kilku pacjentów ze strachem w oczach, pytało mnie nie tylko o „cysty lamblii”, „larwy skorpionów i tarantuli” oraz „małe żmijki” w końcówkach bananów… ale także o legendarną wręcz toksyczność albendazolu, poczuwam się w obowiązku opublikować ten wpis.
Często stosowany przeze mnie (do niedawna)…albendazol ( Zentel, Albenza, Alworm, Andazol, Eskazole, Noworm, Alben-G), jest uważany, zupełnie bezpodstawnie, za „straszliwą chemię”.
W skrajnych przypadkach albendazol jest nawet porównywany do Cyklonu B, proces leczenia albendazolem do Operacji Reinhardt, a lekarze go stosujący do SS-Hauptsturmführera, doktora medycyny i antropologii, zbrodniarza wojennego- niejakiego Josefa Mengele- zwanego Aniołem Śmierci.
Większość krytyków zapomina, że przy standardowej diecie albendazol praktycznie nie wchłania się z przewodu pokarmowego. Jego standardowe wchłanianie jest na poziomie…0,5%. Wspomniane 0,5% wchłoniętego leku czyli około 20 mg wiąże się w postaci sulfotlenku albendazolu (w 70%) z białkami osocza i jest praktycznie nieoznaczalne w surowicy krwi. Albendazol jest wydalany z moczem i żółcią.
Nie istnieją żadne naukowe dowody, żeby ta „mizerna” ilość albendazolu pojawiające się okresowo we krwi „rozwalała”, wątrobę, trzustkę, nerki, szpik kostny, mózg itd.
To miejskie legendy, które najlepiej odłożyć na półkę obok tych, związanych z obecnością ww stworków w końcówkach bananów.
Z doświadczenia wiem także, że bardzo często ludzie mylą działania niepożądane leku z efektami ubocznymi leczenia.
Obumierające pod wpływem albendazolu pasożyty uwalniają toksyny, które mogą się wchłaniać do krwiobiegu przez „sponiewieraną” przez pasożyty i grzyby śluzówkę jelita i dawać objawy typowe dla reakcji typu die-off zbliżone do reakcji Jarischa-Herxheimera (reakcja Herxheimera, reakcja Łukasiewicza-Jarischa-Herxheimera, Herx) zachodzącej, gdy z zabitych antybiotykiem bakterii (najczęściej z krętków) zostają wydzielone toksyny. W leczeniu kiły reakcja Jarischa-Herxheimera pojawia się klasycznie w ciągu 60–90 minut po podaniu antybiotyku.
Obserwujemy ją także przy leczeniu duru powrotnego, leptospirozy, brucelozy, boreliozy (może być rozciągnięta w czasie), duru brzusznego, wąglika, choroby Whipple’a, gorączki Q, trądu i gruźlicy.
Wystąpienie reakcji Jarischa-Herxheimera u pacjentów z nierozpoznaną chorobą mogącą powodować Herx, a leczonych antybiotykiem lub chemioterapeutykiem z innego powodu, częstokroć prowadzi do błędnego rozpoznania objawów ubocznych antybiotyku/ leku lub uczulenia– tak więc wystąpienie wymienionych wyżej objawów powinno być (teoretycznie) wskazaniem do pogłębienia diagnostyki w kierunku wyżej wymienionych chorób.
Moim zdaniem reakcja Jarischa-Herxheimera-Łukasiewicza występuje także przy leczeniu chlamydioz, mykoplazmoz, bartonellozy, drożdżycy (candida), jersiniozy, lejszmaniozy oraz niektórych chorób pasożytniczych np. w trakcie leczenia włośnicy, glistnicy, bąblowicy, toksokarozy i difilobotriozy.
Z niewiadomych przyczyn, budzi to jednak poważne „wątpliwości koncepcyjno-semantyczne” u ortodoksyjnych przedstawicieli medycyny głównego nurtu i dlatego bezpieczniej jest używać w miejsce Herxa- ogólniejszego terminu- reakcja die-off.
Objawami reakcji Herxheimera może być gorączka nawet do 40°C, bóle głowy, dreszcze, bóle mięśniowe i kostne, świąd, obfite poty, odbijania, nudności i wymioty, biegunka, wysypki skórne, spadek ciśnienia tętniczego krwi i wahania tętna. Pacjenci opisują często objawy jako: „jak na kacu” lub „jak przy grypie”.
Jak widać reakcja die-off- to ewidentny efekt uboczny leczenia, nie samego leku. Jest zwykle proporcjonalna do „bogactwa życia wewnętrznego”, stopnia uszkodzenia śluzówki jelita oraz do wydolności nerek i wątroby.
Objawy reakcji die-off przy odrobaczaniu albendazolem pojawiają się jedynie wtedy, gdy jest jakiś duży robal, bardzo dużo robali, znaczące uszkodzenie śluzówki jelita i/lub gdy wątroba i/ lub nerki nie nadążają z wydalaniem toksyn.
W przypadku „odrobaczania” albendazolem, objawy związane z reakcją die-off są zwykle łagodne i krótkotrwałe. Zdecydowana większość pacjentów nie ma żadnych objawów ubocznych leczenia.
Ale tak jak w przypadku stosowania innych leków, i tu sprawdza się jedno z ważniejszych praw Dr O. tj. „Prawdopodobieństwo wystąpienia objawów ubocznych leku (i leczenia) oraz ich nasilenie, jest wprost proporcjonalne do intensywności lektury ulotki leku i/ lub apokaliptycznych wpisów na wszelakich forach i blogach…”
Dlatego, warto informować pacjentów o możliwości wystąpienia reakcji die-off przy pewnych schematach leczenia i wytłumaczyć im różnicę między efektem ubocznym leku, efektem ubocznym leczenia i alergią na lek.
Kolejna ważna informacja jest taka, że ponieważ albendazol praktycznie się nie wchłania, to działa tylko na te pasożyty, które w danym momencie znajdują się w świetle przewodu pokarmowego.
Dlatego należy zawsze podać dodatkową dawkę lub dodatkowy cykl- po 10-14 dniach ( w zależności od typu pasożyta) od ostatniej dawki pierwszego cyklu, po to, aby zabić formy larwalne pasożytów, które w czasie 1-go cyklu mogły być w trakcie „pielgrzymki” poza przewodem pokarmowym.
Warto też na godzinę przed albendazolem podawać leki żółciopędne i obkurczające pęcherzyk żółciowy, po to, aby razem z falą żółci „wypłukać” do światła jelita larwalne formy pasożytów i trofozoity lamblii z przewodów żółciowych wątroby i z pęcherzyka żółciowego. Jak możecie się domyślać przelatujące przez wątrobę lub nerki, wchłonięte 20 mg albendazolu, żadnej krzywdy pasożytom ani…wątrobie i nereczkom nie zrobi.
Ponieważ albendazol praktycznie się nie wchłania- dawki dla dzieci powyżej 2-go roku życia i dorosłych są zwykle takie same, niezależnie od wieku i masy ciała. Budzi to sporo kontrowersji wśród „konsumentów”, mimo, że jest logiczne do bólu.
Albendazol wchłaniając się w znikomej ilości, nie tylko nie zwalcza pasożytów poza głównym światłem przewodu pokarmowego (wątroba, pęcherzyk żółciowy, trzustka) ale także nigdzie poza nim tj. w płucach, nerkach, wątrobie, sercu itd.
Albendazol nie przekracza bariery krew-mózg, bariery łożyskowej, ani nie przenika do oczu.
Nie powinien zatem uszkadzać ani płodu, ani wybijać robali w mózgu.
Nie zadziała też ani w przypadku ocznej toksokarozy- trzeba sięgnąć po diethylcarbamazine (DEC) lub thiabendazol.
Nie będzie też skuteczny w leczeniu ślepoty rzecznej- trzeba sięgnąć po „noblowską” iwermektynę.
Kiedyś coś przebąkiwano o uszkadzaniu płodu i zarodka, była nawet informacja w ulotce, żeby przez 2 miesiące po zażyciu albendazolu nie zachodzić w ciążę.
Obecnie producenci się z tego wycofali, nie podając jednak przyczyn…Osobiście nadal zalecam ostrożność, nigdy nie leczyłem i nie leczę albendazolem zarówno kobiet ciężarnych, jak i tych planujących w bliskiej przyszłości ciążę.
W przeszłości część lekarzy, w przypadku toksokarozy pozajelitowej i neurocyticerkozy podawało albendazol w dawce 2 x 400 mg z kilkudziesięcioma gramami tłuszczu i zalecając popicie wodą. I tak przez miesiąc…albo i dłużej.
To prawda, że wchłanianie albendazolu w obecności wodno- tłuszczowej emulsji się zwiększało, ale już przenikanie przez barierę krew- mózg- niestety nie.
Co ciekawe nawet przy tak wysokich dawkach dobowych i sztucznie zwiększanym wchłanianiu albendazolu- wyniki kontrolnych badań „wątrobowych” i „nerkowych” były…w normie.
W przypadku bąblowicy, włośnicy, filarioz zakaźnicy stosują albendazol w podwójnych dawkach przez „-naście” czy nawet „-dziesiąt” dni i większych odchyleń w badaniach krwi także nie stwierdza się.
Na koniec najlepsze- ileż to telefonów i maili otrzymałem w tych sprawach…
Po pierwsze: w polskiej ulotce nigdzie „nie jest nic napisane”, że albendazol działa na lamblie, mimo, że na świecie jest (od lat…) uznawany za jeden ze najskuteczniejszych i najbezpieczniejszych preparatów. Niedowiarkom sugeruję zadać pytanie szanowanemu przez wszystkich Dr Google- wstukajcie- albendazole + giardia lamblia…
Niestety większość ludzi jest zbyt leniwa, żeby „wyjść poza ulotkę” i zgłębić wiedzę pytając Dr Google. Łatwiej wysmarować mail z pytaniem: Czy na pewno pan się nie pomylił, „bo w ulotce…”, skrytykować konowała nieuka u „rodzinnego” lub choćby sąsiada, obsmarować mu tyłek na jakimś forum lub nawet napisać donos do odpowiednich władz i instytucji, że leczy niezgodnie z ulotką i obowiązującymi wytycznymi.
Po drugie: w opisie leku stoi jak byk napisane, że jeśli przy odrobaczaniu pojawia się ból i/ lub zawroty głowy, to z pewnością delikwent „ma robale w mózgu”, co jest oczywiście kompletną bzdurą, ponieważ jak wyżej wspominałem- albendazol nie przekracza bariery krew- mózg.
Reasumując. Uważam, że zarówno krytycy albendazolu, jak i osoby opracowujące ulotkę tego leku, albo nie znają do końca charakterystyki preparatu o którym piszą, albo nigdy nie słyszeli o reakcji die-off, albo dopuszczają się celowej manipulacji.
Dobrego dnia.